“Kim ja do cholery jestem?” Kompletny przewodnik po osobistych wartościach
Przez ostatnich kilka lat nosiłem się z zamiarem napisania satyrycznego artykułu z dziedziny rozwoju osobistego, zatytułowanego “Sekrety produktywności Adolfa Hitlera”. Artykuł zawierałby wszystkie popularne rozwojowe wskazówki – wyznaczanie celów, wizualizacje, poranne rutyny – z tą jedną różnicą, że byłyby obrazowane wyczynami Hitlera.
“Hitler zaczyna swój dzień o 5 rano. Krótka sesja jogi i 5 minut pisania dziennika pozwalają mu skupić umysł na jego ambitnych celach.”
“Hitler odkrywa swój życiowy cel w wieku 20 lat nad kuflem piwa i od tej pory podąża za nim bez wytchnienia, z ogromną pasją, która inspiruje miliony jemu podobnych.”
“Adolf jest ścisłym wegetarianinem, a w swoim kalendarzu wypełnionym po brzegi ważnymi zadaniami takimi jak ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej czy dominacja nad światem, zawsze znajduje miejsce na pracę ze swoją kreatywnością: rezerwuje kilka godzin każdego tygodnia na słuchanie oper i malowanie swoich ulubionych landszaftów.”
Jestem przekonany, że mnie ten artykuł śmieszyłby do rozpuku. Ale to dlatego, że jestem chorym popaprańcem. Koniec końców, nigdy się nie odważyłem go napisać, z oczywistych powodów.
Siedzę w branży na tyle długo, żeby wiedzieć, że a) część osób poczułaby się urażona i zrobiłaby wszystko, żeby zrujnować mi tydzień wkurzającymi mailami i postami w social media, b) w głowach niektórych osób satyra wyparowałaby, pozostawiając wrażenie, że rzeczywiście jestem nazistą i c) jakieś okropne pismo gdzieś na świecie wypuściłoby nagłówek w stylu “Autor bestselleru przyznaje się do bycia ultraprawicowym neonazistą”, co oznaczałoby koniec mojej kariery.
Koniec końców nie napisałem tego artykułu. Nazwijcie mnie tchórzem, ale taka jest prawda.
Wciąż trochę żałuję, bo uważam, że ośmieszenie niewiarygodnej produktywności i wpływowości Hitlera byłoby doskonałą ilustracją problemu z rozwojem osobistym, o którym pisałem już dawno: osiągniecie sukcesu w życiu nie jest nawet w części tak ważne jak definicja sukcesu, którą się posługujemy. Jeżeli przyjmiemy z gruntu złą definicję sukcesu – jak, nie przymierzając, dominacja nad światem i rzeź milionów – wówczas ciężka praca, wyznaczanie i osiąganie celów i dyscyplinowanie naszych umysłów, wszystko to również staje się złe.
Gdyby usunąć moralne okrucieństwo Hitlera, jego historia byłaby historią jednego z największych ludzi sukcesu, którzy wszystko co osiągnęli, zawdzięczają samym sobie. Pokonał długą drogę od spłukanego artysty-nieudacznika do przywódcy całego kraju, dowodzącego największą potęgą militarną na świecie przez dwie dekady. Zmobilizował i zainspirował miliony. Był niezmordowany, wnikliwy i intensywnie skupiony na swoich celach. Wywarł prawdopodobnie większy wpływ na dzieje świata niż ktokolwiek inny, kto kiedykolwiek chodził po ziemi.
Ale cały ten wysiłek był ukierunkowany na obłąkane, destrukcyjne cele. Dziesiątki milionów ludzi zginęło z powodu jego błędnych wartości.
Dlatego właśnie nie można mówić o rozwoju osobistym, nie poruszając kwestii wartości. Nie wystarczy po prostu „się rozwijać” i stawać „lepszą osobą”. Musisz zdefiniować co „lepsza osoba” oznacza dla ciebie. Musisz zdecydować, w jakim kierunku chcesz się rozwijać. Jeśli tego nie zrobisz, to cóż, wszyscy mamy przejebane.
Wielu ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Wielu ludzi obsesyjnie fiksuje się na nieustannej pogoni za szczęściem i dobrym samopoczuciem, nie uświadamiając sobie, że jeśli ich wartości są do dupy, dobre samopoczucie wyrządzi im więcej krzywdy niż dobrego. Jeśli twoją największą wartością jest wciąganie białego proszku przez spiralną słomkę, to osiągając lepsze samopoczucie sprawisz, że twoje życie się pogorszy.
Moja książka „Subtelna sztuka olewania” jest w całości podstępną próbą sprawienia, by ludzie zastanowili się głębiej nad swoimi wartościami. Na świecie są miliony książek rozwojowych, które uczą, jak lepiej osiągać cele, ale tylko nieliczne zadają pytanie, jak te cele wybrać. Moja książka miała dotyczyć wyłącznie tego tematu.
W „Subtelnej sztuce…” celowo nie wchodziłem zbyt głęboko w rozróżnienie, czym są dobre i złe wartości – jak wyglądają i dlaczego działają lub nie – częściowo dlatego, że nie chciałem projektować swoich własnych wartości na czytelnika. Koniec końców, cała zabawa z wyborem swoich wartości polega na tym, żeby je samemu wybrać, a nie pozwolić jakiemuś kolesiowi z książki w ohydnej pomarańczowej okładce, wybrać je za ciebie. Ale jeśli mam być szczery, nie zgłębiłem tematu również dlatego, że cholernie trudno jest o nim powiedzieć coś mądrego.
A więc, w tym artykule w końcu się zmierzę z tematem wartości. Spróbuję opisać nie tylko czym są, ale również dlaczego w ogóle są. Dlaczego niektóre rzeczy są dla nas ważne, jakie są tego konsekwencje i jak możemy podjąć próbę zmiany tego, co uważamy za ważne. To nie jest łatwy temat. Wyszedł z tego dość długi artykuł. Wystarczy więc tego przydługiego wstępniaka, jedziemy z koksem.
Czym są twoje osobiste wartości?
W każdym momencie każdego dnia, czy sobie z tego zdajesz sprawę, czy nie, podejmujesz decyzje: jak spędzasz swój czas, na co zwracasz uwagę, gdzie kierujesz swoją energię.
W tej właśnie chwili, zdecydowałeś się czytać ten artykuł. Istnieje nieskończona liczba rzeczy, które mógłbyś robić, ale w konkretnej tej chwili, wybierasz czytanie Mansona. Możliwe, że za chwilę zachce ci się siku albo dostaniesz smsa i przerwiesz czytanie. Kiedy to się zdarza, podejmujesz proste decyzje oparte o wartości: twój telefon (lub opróżnienie pęcherza) są więcej warte niż ten artykuł. I twoje zachowanie podąża za tą oceną.
Zachowania, które wybieramy, nieustannie odzwierciedlają nasze wartości.
To sprawa najwyższej wagi – wszyscy bowiem mamy takie rzeczy, o których myślimy i mówimy, że są dla nas ważne, ale nigdy nie potwierdzamy tego swoimi zachowaniami. Mogę do upadłego powtarzać innym (i sobie), że leżą mi na sercu zmiany klimatyczne i niebezpieczeństwa związane z social media, ale jeśli dni upływają mi na przejażdżkach czterolitrowym SUVem i scrollowaniu fejsa, to moje zachowanie mówi co innego.
Czyny nie kłamią. Wierzymy, że zależy nam na tej pracy, ale jak przychodzi co do czego, czujemy ulgę, że nie oddzwonili i możemy spokojnie wrócić na kanapę do przerwanej gierki. Mówimy swojej dziewczynie, że bardzo chcemy się z nią zobaczyć, ale w momencie, gdy dzwoni kumpel, nasz plan dnia rozstępuje się magicznie niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem.
Wielu z nas deklaruje wartości, które chcielibyśmy wyznawać, próbując zamaskować wartości, które w rzeczywistości wyznajemy. Tym sposobem aspiracje często stają się kolejną formą ucieczki. Zamiast zmierzyć się z tym, kim jesteśmy naprawdę, zatracamy się w wyobrażeniach o tym, kim chcielibyśmy się stać.
Innymi słowy: okłamujemy się, bo nie lubimy niektórych z naszych wartości, co oznacza, że nie lubimy jakiejś części samych siebie. Nie chcemy się przyznać do niektórych wartości i do tego, że wolelibyśmy mieć inne. Ten rozdźwięk między naszą samooceną i rzeczywistością zazwyczaj pakuje nas w różnego rodzaju kłopoty.
A to dlatego, że nasze wartości są przedłużeniem nas samych. To one nas definiują. Jeżeli coś dobrego przytrafi się komuś lub czemuś, co jest dla nas wartościowe, czujemy się dobrze. Kiedy twoja matka sprawi sobie nowy samochód, twój mąż dostanie podwyżkę, a twoja ulubiona drużyna sportowa wygra mistrzostwa, ty czujesz się dobrze, tak jak by to wszystko przydarzyło się tobie. Działa to również w drugą stronę. Jeśli czegoś lub kogoś nie poważasz, czujesz się dobrze, gdy przytrafi mu się coś złego. Kiedy Osama Bin Laden został zamordowany, ludzie wylegli na ulice, by świętować. Pod więzieniem, gdzie stracono seryjnego zabójcę Teda Bundy’ego, urządzono imprezę. Egzekucja kogoś uważanego za złego do szpiku kości była przez miliony odbierana jako wielkie moralne zwycięstwo.
Gdy więc brak nam połączenia z naszymi własnymi wartościami – np. gramy całymi dniami na kompie wierząc, że naszymi wartościami są ambicja i ciężka praca – nasze przekonania i idee oddzielają się od naszych czynów i uczuć. I żeby zasypać tę przepaść, musimy zacząć sobie opowiadać bajki, zarówno o sobie jak i o świecie.
Szary blok przeznaczenia (dla chętnych): dlaczego ludzie, którzy nienawidzą sami siebie, robią sobie krzywdę.
Niektóre rzeczy w życiu szanujemy, a innych nie. Dokładnie tak samo możemy szanować lub nie szanować samych siebie. A jeśli nienawidzimy sami siebie, to będziemy świętować swoją własną destrukcję, dokładnie tak jak ludzie świętowali usmażenie Teda Bundy’ego.
To dlatego ludzie, którzy nie czują do siebie nienawiści, nie są w stanie zrozumieć tych, którzy nienawidzą samych siebie: autodestrukcja pozwala im się poczuć dobrze, w głęboko mroczny sposób. Osoba, która nienawidzi sama siebie, czuje się moralnie gorsza i uważa, że zasługuje na coś okropnego, aby skompensować swoją żałosność. I czy będzie to robiła przy pomocy narkotyków, alkoholu, samookaleczenia czy nawet krzywdzenia innych, jakaś mroczna część jej osoby potrzebuje tej destrukcji, by uzasadnić cały ten ból i niedolę, które odczuwa.
Popularny w latach 70 i 80 nurt psychologiczny w dużej mierze polegał na zastępowaniu nienawiści do siebie u ludzi miłością własną. Ludzie, którzy mają wysokie poczucie własnej wartości, nie odczuwają satysfakcji z krzywdzenia samych siebie. Wręcz przeciwnie – czerpią satysfakcję z dbania o siebie i rozwoju.
Ta miłość własna jest niezwykle ważna. Sama w sobie nie jest jednak wystarczająca. Jeśli bowiem kochamy samych siebie i nic więcej, stajemy się egocentrycznymi pizdami, nieczułymi na problemy i cierpienia innych.
Ostatecznie, wszyscy potrzebujemy poważać samych siebie, ale potrzebujemy też czegoś więcej. Czy będzie to Bóg, Allah czy jakiś moralny kod, wyższa przyczyna, potrzebujemy czegoś większego niż my sami, żeby nasze życie miało znaczenie.
Jeśli najwyższą wartością w twoim życiu uczynisz samego siebie, nigdy nie poczujesz potrzeby poświęcenia czegokolwiek dla jakiejkolwiek sprawy. Twoje życie sprowadzi się do pustej pogoni za kolejnymi odlotami. Innymi słowy, staniesz się narcystycznym dupkiem… a potem wybiorą cię na prezydenta. A tego przecież nie chcemy.
Jesteś tym, co poważasz
Wszyscy znamy tę historię: nieźle wyedukowanemu przedstawicielowi klasy średniej z przyzwoitą pracą lekko odbija. Postanawia się odciąć od świata na tydzień czy dziesięć dni (lub dziesięć miesięcy), wyjeżdża w dzicz i „odnajduje siebie”.
Może do jakiegoś stopnia to historia o tobie. Na pewno o mnie sprzed paru lat.
Oto co ludzie mają na myśli mówiąc, że potrzebują „odnaleźć samego siebie”: chcą znaleźć swoje nowe wartości. Nasza tożsamość – czyli to, co postrzegamy i rozumiemy jako nasze ja – jest zbiorem wszystkiego, w co wierzymy. Więc kiedy uciekasz w samotność, tak naprawdę uciekasz po to, żeby zmienić swoją hierarchię wartości.
Oto jak to się zazwyczaj odbywa:
- Doświadczasz dużej ilości presji i/lub stresu w swoim codziennym życiu.
- Z powodu wyżej wymienionej presji i/lub stresu, czujesz, że tracisz kontrolę nad kierunkiem, w którym zmierza twoje życie. Nie wiesz, co robisz i dlaczego to robisz. Zaczynasz się czuć tak, jakby twoje pragnienia przestały się liczyć. Może chciałbyś pić mojito i grać na bandżo – ale przytłaczające wymagania, które stawia przed tobą szkoła/praca/rodzina/partner nie zostawiają ci przestrzeni na urzeczywistnianie tych pragnień.
- To jest właśnie twoje „ja”, które „utraciłeś” – poczucie, że przestałeś być kapitanem statku twojej własnej egzystencji. Zamiast tego fale życia rzucają cię to w jedną, to w drugą stronę, napędzane wichrem twoich obowiązków – lub jakaś inna głęboko brzmiąca metafora.
- Zdejmując z siebie tę presję i przyczyny twojego stresu, jesteś w stanie odzyskać poczucie kontroli nad samym sobą. Stajesz się na powrót panem swojej codziennej egzystencji, bez zakłóceń powodowanych milionem zewnętrznych czynników.
- To nie wszystko: oddzielając się od sił wzburzających twoją codzienność, zyskujesz perspektywę, która pozwala ci dostrzec, czy właściwie podoba ci się to życie, którym żyjesz. Czy to jesteś ty? Czy na tym właśnie ci zależy? Kwestionujesz swoje wcześniejsze decyzje i priorytety.
- Decydujesz, że jest kilka rzeczy, które chciałbyś zmienić. Doszedłeś do wniosku, że są rzeczy, którymi za bardzo się przejmujesz i chcesz przestać. Są też inne, o które czujesz, że powinieneś się zatroszczyć bardziej i obiecujesz sobie, że uczynisz je swoimi priorytetami. Właśnie konstruujesz „swoje nowe ja”.
- Następnie poprzysięgasz sobie wrócić do rzeczywistości i żyć w zgodzie ze swoimi nowymi priorytetami, być „nowym sobą” – szczególnie, że masz teraz zajebistą opaleniznę.
Cały ten proces – niezależnie od tego, czy odbywa się na bezludnej wyspie czy na statku wycieczkowym, w leśnej głuszy czy na wrzaskliwym seminarium rozwojowym – nie jest niczym innym jak eskapadą, której celem jest korekta naszych wartości.
Wyjeżdżasz, zyskujesz perspektywę na to, co w twoim życiu jest dla ciebie ważne, co powinno być ważniejsze, a co mniej istotne, a potem, w idealnym świecie, wracasz i żyjesz według nowych zasad. Zmieniając swoje priorytety, tak naprawdę zmieniasz swoje wartości i stajesz się „nową osobą”.
Wartości są fundamentalnym komponentem naszej konstrukcji psychicznej i naszej tożsamości. Jesteśmy definiowani przez to, co uznamy za ważne w naszym życiu. Jesteśmy definiowani przez nasze priorytety. Jeśli pieniądze znaczą dla nas więcej, niż cokolwiek innego, ten fakt definiuje to, kim jesteśmy. Jeśli bzykanie i palenie trawy jest najważniejszą rzeczą w naszym życiu, to właśnie definiuje to, kim jesteśmy. A jeśli czujemy się chujowo i wierzymy, że nie zasługujemy na miłość, sukces i bliskość – to właśnie ten pogląd będzie definiować to, kim jesteśmy – poprzez nasze czyny, nasze słowa, nasze decyzje.
Jakakolwiek zmiana tożsamości jest tak naprawdę zmianą hierarchii wartości. Kiedy dzieje się coś tragicznego, pustoszy nas to nie tylko dlatego, że czujemy smutek, ale również dlatego, że tracimy coś, co miało dla nas dużą wartość. A gdy tracimy nasze fundamentalne wartości, zaczynamy kwestionować wartość życia jako takiego. Naszą najwyższą wartością był parter, ale odszedł. I to nas dobija. To podważa naszą wartość jako człowieka, a także to, co wiemy o świecie. Lądujemy w egzystencjalnym kryzysie i kryzysie tożsamości, bo nie wiemy już, w co powinniśmy wierzyć, jak się czuć i co robić. W zastępstwie siedzimy więc w domu z naszą nową dziewczyną – czytaj paczką Oreo.
Pozytywne wydarzenia mogą wywołać podobną zmianę tożsamości. Kiedy dzieje się coś niesamowicie dobrego, nie odczuwamy wyłącznie radości z powodu wygranej czy osiągnięcia jakiegoś celu, przemiana dotyczy też sposobu, w jaki wartościujemy samych siebie – zaczynamy odbierać siebie jako bardziej godnych szacunku, zasługujących na więcej. Świat zyskuje na znaczeniu. Nasze życie wibruje ze zwiększoną intensywnością. I to właśnie jest ta potężna moc.
Dlaczego niektóre osobiste wartości są lepsze od innych
Zanim dojdziemy do tego, jak zmieniać nasze osobiste wartości, powiedzmy sobie, które wartości są zdrowe, a które szkodliwe. W mojej książce „Subtelna sztuka olewania”, zdefiniowałem dobre i złe wartości następująco:
Dobre wartości są:
- Oparte na dowodach
- Konstruktywne
- Kontrolowalne
Złe wartości są:
- Oparte na emocjach
- Destrukcyjne
- Niekontrolowalne
Wartości oparte na dowodach kontra wartości oparte na emocjach
Jeśli w ciągu ostatnich 5 lat zdarzało ci się zaglądać na tę stronę, zauważyłeś powracający motyw w moich tekstach: nadmierne poleganie na naszych emocjach w najlepszym wypadku prowadzi do błędnych założeń, a w najgorszym nas wyniszcza. Niestety, większość z nas zanadto polega na własnych emocjach, nie zdając sobie z tego sprawy.
Badania naukowe wykazują, że większość z nas, w większości przypadków, podejmuje decyzje i działania inspirowane przez uczucia, a nie wiedzę czy informacje. Badania naukowe wykazują również, że większość naszych uczuć jest zasadniczo egocentrycznych, skłonnych poświęcać długodystansowe korzyści dla krótkoterminowych zysków, a także często wypaczonych i/lub urojonych.
Ludzie, którzy zawsze postępują zgodnie z tym, jak się czują, sami wpinają się w kierat i gonią za więcej, więcej i więcej. Jedynym sposobem na wyrwanie się z tego kieratu jest podjęcie decyzji, że coś liczy się bardziej niż twoje własne uczucia. To „coś” – jakiś powód, jakiś cel, jakiś człowiek – wart jest aby od czasu do czasu dla niego pocierpieć.
To „coś” jest często tym, co nazywamy swoim „życiowym celem”. Znalezienie go jest jednym z najważniejszych wysiłków, jakie możemy podjąć by zadbać o swoje zdrowie i dobrostan. Potrzebujemy gromadzić dowody, które wspierają nasz życiowy cel. W przeciwnym razie, spędzimy życie, goniąc za ułudą.
Wartości konstruktywne kontra destruktywne
To rozróżnienie wydaje się proste, ale gdy zastanowisz się nad tym głębiej, mózg ci się przegrzeje.
Nie szanujemy rzeczy, które krzywdzą nas lub innych. Chcemy szanować rzeczy, które wpływają pozytywnie na nas lub innych.
Taaa, jasne.
Jak się okazuje, zdefiniowanie tego, co tak naprawdę przyczynia się do naszego wzrostu, a co tak naprawdę nas krzywdzi, nie jest takie proste. Zapędzenie tyłka na siłownię technicznie powoduje ból – ale jednocześnie przyczynia się do polepszenia twojego stanu. Ćpanie Extasy może w pewnych wypadkach podnieść twoją samoocenę, ale gdy łykasz tabletki w każdy weekend, żeby zagłuszyć lęk, prawdopodobnie wyrządzasz sobie więcej emocjonalnej szkody niż pożytku. Przypadkowy seks może być sposobem na zwiększenie pewności siebie, ale jest również sposobem na unikanie bliskości i emocjonalnej dojrzałości.
Granica między korzyścią i szkodą może być mglista. Często są to dwie strony tej samej monety. Właśnie dlatego to, co jest twoją wartością nie jest często tak ważne, jak fakt, dlaczego nią jest. Jeśli cenisz sztuki walki, bo sprawia ci radochę krzywdzenie ludzi, to jest to zła wartość. Ale jeśli cenisz je, bo będąc w wojsku, chcesz się nauczyć, jak chronić siebie i innych – to jest to dobra wartość. W ostatecznym rozrachunku najbardziej liczy się intencja.
Wartości kontrolowalne kontra niekontrolowalne
Kiedy cenisz rzeczy, które są poza twoją kontrolą, zasadniczo poddajesz swoje życie tym rzeczom.
Klasyka gatunku to pieniądze. Owszem, masz jakąś kontrolę nad tym, ile zarabiasz, ale nie całkowitą. Gospodarki bankrutują, przedsiębiorstwa upadają, całe profesje przestają istnieć w wyniku postępującej automatyzacji. Jeśli wszystko, co robisz, robisz dla pieniędzy, a potem wydarzy się tragedia i całe twoje oszczędności pochłonie leczenie szpitalne, wówczas tracisz o wiele więcej niż ukochaną osobę – tracisz również swój życiowy cel.
Pieniądze są złą wartością, bo nie jesteś w stanie ich zawsze kontrolować. Kreatywność, pilność, silny etos pracy – to dobre wartości, bo ZAWSZE możesz je kontrolować – a żyjąc w zgodzie z nimi, wygenerujesz pieniądze jako efekt uboczny.
Potrzebujemy wartości, które możemy kontrolować, w przeciwnym wypadku nasze wartości będą kontrolowały nas. A wtedy przestaje być słodko.
Oto parę przykładów dobrych, zdrowych wartości: szczerość, budowanie czegoś nowego, wrażliwość, branie innych w obronę, ambicja, ciekawość, dobroczynność, pokora, kreatywność.
I parę przykładów złych, niezdrowych wartości: dominowanie innych za pomocą manipulacji lub przemocy, pieprzenie większej ilości kobiet/mężczyzn, czucie się zawsze dobrze, bycie zawsze w centrum uwagi, bycie lubianym przez wszystkich, bycie bogatym dla samego bogactwa, składanie małych zwierzątek w ofierze pogańskim bóstwom.
Jak odkryć siebie na nowo
Oto jeden z prawdopodobnie najbardziej inspirujących TED-ów, na który kiedykolwiek się natknąłem. Nie jest naszpikowany fantastycznymi ideami. Nie wyniesiesz z niego cudownych pomysłów, które możesz natychmiast wdrożyć w swoje życie. Facet nie jest nawet świetnym mówcą. Ale to, co opisuje, jest niesamowicie głębokie:
https://www.youtube.com/watch?v=ORp3q1Oaezw
Daryl Davis jest czarnym muzykiem, który przemierzał południowe stany, grając bluesa. W trakcie swojej kariery natknął się na białych suprematystów, co było nieuniknione. Ale zamiast ich zwalczać lub się z nimi kłócić, robił coś niespodziewanego: zaprzyjaźniał się z nimi.
To może brzmieć jak szaleństwo. I może jest szaleństwem. Ale oto, co jest bardziej szalone: Davis przekonał ponad 200 członków Ku Klux Klanu do porzucenia swoich białych szat.
Oto, czego większość ludzi nie łapie, jeśli chodzi o wartości: nie zmusisz nikogo do zmiany jego wartości, wykłócając się z nim. Nie skłonisz go do przejęcia twoich wartości, ośmieszając jego własne (ośmieszanie ich w zasadzie często ma odwrotny efekt – podwajają się).
Nie, zmiana wartości jest o wiele bardziej subtelną sztuką. I, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy, Daryl Davis opanował ją do perfekcji.
Krok 1: Wartość musi zawieść
Davis intuicyjnie zrozumiał coś, czego większość z nas nie pojmuje: wartości bazują na doświadczeniu. Nie możesz kogoś przekonać w dyskusji do zmiany jego wartości. Jeśli spróbujesz go zastraszyć, nie skłonisz go do pozbycia się jego najgłębiej skrytych wartości. Zastraszanie powoduje defensywę i tym większą odporność na zmianę. Zamiast tego, potrzebna jest empatia.
Jedynym sposobem na zmianę wartości drugiej osoby jest zaprezentowanie jej doświadczenia przeciwnego do tego, na którym zbudowała swoją wartość. Członkowie Ku Klux Klanu pielęgnowali głęboko rasistowskie wartości. Zamiast ich atakować, stawiając się w pozycji ich przeciwnika – czyli używając sposobu odzwierciedlającego ich własne wartości – Davis wybrał kompletnie odwrotne podejście: podszedł do nich jak przyjaciel. I właśnie ta przyjaźń i respekt, które im okazał, sprawiły, że członkowie KKK poddali wszystko, co wiedzieli, w wątpliwość.
Aby pozbyć się wartości, trzeba jej zaprzeczyć poprzez doświadczenie. Czasami to zaprzeczenie przychodzi jako logiczne następstwo danej wartości. Zbyt częste imprezowanie prowadzi do życia pustego i pozbawionego głębszego znaczenia. Nieustanna pogoń za pieniędzmi ostatecznie powoduje większy stres i alienację. Seks w nadmiarze skutkuje przetartymi rajstopami i otarciami na kolanach.
Innymi razy, to zewnętrzny świat wystawia na szwank wartość, w którą wierzymy. Wielu członków KKK nigdy nie znało czarnej osoby, tym bardziej takiej, którą by szanowali. Davis więc po prostu się z nimi spotykał i zaskarbiał sobie ich szacunek.
Krok 2: Aby rozpoznać, że nasze wartości zawiodły, potrzebujemy samoświadomości
To przerażające, gdy nasze wartości upadają. Przechodzimy żałobę. Nasze wartości tworzą nasza tożsamość, dlatego ich utrata jest utratą jakiejś części nas samych.
Dlatego właśnie opieramy się tej stracie. Zaprzeczamy jej. Davis twierdzi, że członkowie KKK miesiącami trudzili się nad wyjaśnieniem ich przyjaźni. Mówili rzeczy w stylu: “No tak, ale ty jesteś inny, Daryl” albo tworzyli skomplikowane uzasadnienia faktu, że go szanowali.
Kiedy nasze wartości nas zawodzą, mamy dwie odruchowe wytłumaczenia: 1) świat jest do dupy, 2) my jesteśmy do dupy.
Powiedzmy, że spędziłeś całe życie na pogoni za pieniędzmi. W końcu dobiłeś do 40 z wystarczają sumką na koncie. Ale jakoś nie nurkujesz w złotych monetach, niczym Sknerus Mc Kwacz, okazuje się bowiem, że zamiast większego szczęścia, pieniądze fundują ci większy stres. Musisz kombinować, jak je zainwestować. Płacisz gigantyczne podatki. Twoi przyjaciele i krewni wciąż zwracają się do ciebie z prośbą o pomoc lub finansowe wsparcie.
Ale zamiast wziąć pod uwagę ewentualność, że ich wartości są do dupy, że może warto byłoby przejmować się czymś więcej, niż tylko forsą, większość ludzi obwinia wszystko wokół. To wina rządu, który nakłada podatek od bogactwa i sukcesu. Świat jest pełen naciągaczy i leni, którzy tylko czyhają na zapomogę. Giełda to przekręt i ściema, nie da się na niej wygrać.
Inni winią samych siebie. Myślą: “Powinienem sobie z tym poradzić, wystarczy, że zarobię więcej i wszystko będzie dobrze.” Dają się wpiąć w kierat ciągłej pogoni za swoją wartością. Chcą więcej i więcej, aż stają się w pewnym sensie ekstremistami.
Tylko nielicznym udaje się zatrzymać i dostrzec, że winna jest sama wartość. Że to cenienie pieniędzy ponad wszystko inne doprowadziło ich do tej sytuacji. Że nie ma sposobu, żeby pieniądze rozwiązały ten problem, bo to one są jego przyczyną.
Krok 3: Zakwestionuj swoją wartość i zastanów się, czym ją zastąpić
W poprzednim artykule opisałem, jak w procesie dojrzewania materialne wartości niskiej jakości są zastępowane przez abstrakcyjne wartości wyższego poziomu. Zamiast gonić bez ustanku za pieniędzmi, możesz ścigać wolność. Zamiast próbować być lubianym przez wszystkich, możesz zbudować bliską relację z paroma osobami. Zamiast próbować zawsze wygrywać, możesz się skupić na dawaniu z siebie wszystkiego.
Te abstrakcyjne wartości wyższego poziomu są lepsze, ponieważ generują lepsze problemy. Jeśli twoją nadrzędną wartością jest ilość pieniędzy, które posiadasz, wówczas zawsze będziesz potrzebować więcej pieniędzy. Ale jeśli twoją nadrzędną wartością jest osobista wolność, to w niektórych przypadkach będziesz potrzebować mniej pieniędzy. A czasami pieniądze kompletnie nie będą miały dla ciebie znaczenia.
Zasadniczo, abstrakcyjne wartości możesz kontrolować. Zawsze masz wpływ na to, czy jesteś szczery, czy nie. Nie zawsze masz wpływ na to, czy ludzie cię lubią. Zawsze masz wpływ na to, czy dajesz z siebie wszystko. Nie zawsze masz wpływ na to, czy wygrywasz. Zawsze masz wpływ na to, czy to, czym się zajmujesz, ma znaczenie. Nie zawsze masz wpływ na to, ile ci płacą.
Krok 4: Zacznij żyć zgodnie z nową wartością
A więc tu jest haczyk: miło jest posiedzieć i pogdybać o lepszych wartościach. Ale nie masz szans na utrwalenie nowej wartości, dopóki nie wcielisz jej w życie. Wartości zdobywa się i porzuca poprzez doświadczenie. Nie przez logiczne wywody, odczucia czy nawet wiarę. Trzeba je przeżyć i doświadczyć, by się zakorzeniły.
Często wymaga to odwagi. Zacząć nagle żyć według zasad sprzecznych z twoją starą hierarchią wartości jest kurewsko przerażająco. Wyobrażam sobie, że gości z KKK przerażała myśl o zadawaniu się z czarnym facetem. Odkrycie, że zaczęli darzyć go szacunkiem, musiało być dla nich szokiem. Prawdopodobnie próbowali go unikać, wznosić mury pomiędzy nim a sobą.
Wszyscy robimy to nieustannie. Łatwo jest pragnąć autentycznych relacji. Trudniej w nich żyć. Autentyczne relacje bywają przerażające, dlatego ich unikamy. Wymyślamy wymówki tłumacząc się, dlaczego musimy poczekać, albo obiecujemy sobie, że zaangażujemy się następnym razem. Ale „następny raz” nieuchronnie okazuje się kolejną porażką, kolejnym bólem.
Krok 5: Zacznij czerpać korzyści ze swojej nowej wartości
Gdy mimo wszystko zbierzesz się na odwagę i zaczniesz żyć w zgodzie z nową hierarchią wartości, dzieje się coś szalonego: zaczynasz czuć się dobrze. Doświadczasz korzyści. A kiedy już posmakujesz tych korzyści, nie tylko okazuje się, że łatwiej ci się żyje z nową wartością. Nie możesz uwierzyć, że nie zrobiłeś tego wcześniej.
To uczucie przypomina wyrzut endorfiny po dobrym biegu. Albo ulgę, którą czujesz po wyznaniu prawdy. Albo wyzwolenie, które odczuwasz, gdy przestajesz być rasistowskim kutasem i oddajesz swoją klanową szatę miłemu czarnemu facetowi.
Jak po skoku do basenu z zimną wodą, szok i przerażenie mijają, zostawiając cię ze wspaniałym uczuciem ulgi i głębszym zrozumieniem tego, kim naprawdę jesteś.
Tłumaczenie: Olga Kołdej